Świadectwo odnalezienia drogi życia

Z czcigodnym Sługą Bożym, bratem Serafinem Kaszubą OFMCap, zetknęłąm się po raz pierwszy w 2009 roku w Równem na Wołyniu, dokąd przybyłam wydelegowana z Polski do posługi w tamtejszym Towarzystwie Kultury Polskiej. Równe było ostatnim legalnym miejscem duszpasterzowania Apostoła Miłosierdzia. Pamiętam, jak smutne wrażenie zrobił na mnie jego ostatni parafialny kościół pw świętego Antoniego – malowniczo położony nad rzeką Ustią, wybudowany w pięknym, strzelistym stylu neogotyckim, a obecnie pełniący funkcję filharmonii –  ze zniesionymi wieżami kościelnymi i przyklejonymi do świątynnych murów maszkarami. Czasem zadawałam sobie pytanie, czy czcigodny Sługa Boży był jeszcze świadkiem profanowania tego świętego przybytku po zamknięciu go dla celów sakralnych w 1958 roku. Czy widział te akty barbarzyństwa w postaci odzierania ze wszystkiego ołtarzy i wyrzucaniu potężnych organ do rzeki?

Na parafii, prowadzonej przez polskich misjonarzy i misjonarki, wisiał sporych rozmiarów portret Serafina Kaszuby. Gdy przyjechałam na Wołyń, modlono się za wstawiennictwem tego świątobliwego kapucyna o uratowanie życia nienarodzonych bliźniąt i ich matki. Pamiętam, że modlitwy te zanoszono codziennie przed ołtarz Pana w czasie Eucharystii. Niestety, nie pamiętam nazwiska tej rodziny, ale wiem, że zarówno matka, jak i dzieci przeżyły, i poczytywano to wówczas za cud wyproszony przez Serafina Kaszubę.

Zaczęłam czytać o tym Apostole Kościoła Milczenia, szukać Jego śladów na rówieńskiej ziemi. Niektórzy z Polonusów – Kresowiaków tam mieszkających opowiadali mi, że udzielał im sakramentów. Jedna z wychowanek Towarzystwa przygotowała zafascynowała się postacią brata Serafina do tego stopnia, że przygotowała o Nim prezentację multimedialną na konkurs dla Polonii.

Mnie ten skromny, niepozorny kapucyn urzekł swoją wielką prostotą i otwartością na drugiego człowieka. Głęboko poruszała mnie zawsze Jego wierność powołaniu i tym, do których posłał Go Pan. Miałam okazję – często z wielkim wzruszeniem – wielokrotnie być na dworcu kolejowym w Równem, z którego w połowie lat pięćdziesiątych do Polski odjeżdżał ostatni pociąg – tak zwany repatriacyjny (czytaj: ekspatriacyjny) – z jakiego Serafin Kaszuba wysiadłł, by odtąd potajemnie pełnić posługę wśród swoich owieczek, zmuszonych wraz ze swym pasterzem, do zejścia do podziemia. To świadectwo męstwa i niezłomnej postawy wobec ateistycznego reżimu w Imperium wojującego bezbożnictwa umacniało mnie w mojej posłudze wśród kresowej Polonii i dodawało odwagi w specyficznych warunkach pracy, jakie tam panowały.

Byłam wówczas w przededniu podjęcia ostatecznej decyzji o kształcie mojej dalszej drogi życiowej. Prosiłam czcigodnego Sługę Bożego o wstawiennictwo. Sama wtedy o życiu zakonnym nie myślałam, ale Pan zaszczycił mnie właśnie takim powołaniem – i to – zupełnie nieoczekiwanie – w zakonie kapucyńskim! Jestem przekonana, że tę drogę świętego Franciszka i świętej Klary wymodlił mi właśnie brat Serafin Kaszuba. Wierzę też głęboko w to, że za Jego wstawiennictwem na dawnych Kresach II RP rozkwitnie wiosna Kościoła.

  1. Maria Magdalena od Dzieciątka Jezus

klaryska kapucynka

/Justyna Jancz/