Urodził się 4 stycznia 1905 w Berdyczowie, w głęboko wierzącej rodzinie Cypriana Józefa Bukowińskiego, dyrektora cukrowni i Jadwigi Scipio del Campo, pochodzącej ze spolszczonej rodziny włoskiej. Został ochrzczony w kościele parafialnym św. Barbary w Berdyczowie otrzymując imiona Władysław, Antoni. Miał dwoje rodzeństwa: siostrę Irenę i przyrodniego brata Zygmunta.
Dzieciństwo spędził we wsi Hrybienikówka, następnie w 1912 i 1913 mieszkał w Opatowie. W 1914 rozpoczął naukę w rosyjskim państwowym gimnazjum filologicznym w Kijowie, następnie uczył się w Żmerynce na Podolu, a od roku 1917 uczęszczał do polskiego gimnazjum koedukacyjnego w Płoskirowie. Uchodząc przed bolszewicką inwazją przeprowadził się wraz z rodziną do Polski i zamieszkał we wsi Święcica. W latach 1921–1931 wraz z rodzicami zamieszkał w podkrakowskiej miejscowości Pisary. 24 września 1921 zdał egzamin maturalny w II Szkole Realnej w Krakowie i rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tym okresie 1923-1925 studiował i ukończył z wyróżnieniem Polską Szkołę Nauk Politycznych przy Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Należał do Akademickiego Koła Kresowego, będąc przez dwie kadencje jego prezesem. W latach 1925–1926 był redaktorem czasopisma „Czas”. Studia ukończył 24 czerwca 1926, otrzymując tytuł magistra prawa.
Pod wpływem rozmowy z jednym z kleryków krakowskich podjął decyzję wstąpienia w 1926 do seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał w Krakowie, w katedrze na Wawelu 28 czerwca 1931 z rąk metropolity krakowskiego abp. Adama Stefana Sapiehy. Mszę prymicyjną odprawił w kościele Wszystkich Świętych w Rudawie. W okresie od 1 września 1931 do 20 czerwca 1935 pracował jako duszpasterz i katecheta w gimnazjum w Rabce. Następnie przez rok był wikariuszem i katechetą w szkole powszechnej w Suchej Beskidzkiej, gdzie opiekował się również chorymi i biednymi. Tutaj założył akademickie stowarzyszenie „Odrodzenie” dla studiującej młodzieży.
18 sierpnia 1936 na własną prośbę wyjechał do Łucka, gdzie został wykładowcą katechetyki i socjologii w seminarium duchownym. W 1938 został sekretarzem Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej, redaktorem czasopisma „Spójnia”, dyrektorem Wyższego Instytutu Wiedzy Religijnej i zastępcą redaktora „Życia Katolickiego”. Po wybuchu II wojny światowej, po wkroczeniu Armii Czerwonej na Wołyń, biskup łucki Adolf Szelążek mianował ks. Władysława Bukowińskiego proboszczem katedry w Łucku, licząc na to, że dzięki inteligencji, opanowaniu, a także dobrej znajomości języka rosyjskiego będzie potrafił obronić resztki wolności religijnej na tym terenie. 22 sierpnia 1940 został aresztowany przez NKWD i skazany na osiem lat łagrów. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, gdy front zbliżał się w szybkim tempie, NKWD rozpoczęło likwidowanie więzienia w Łucku przez masowe rozstrzeliwanie więźniów. W czasie egzekucji kula ominęła go – cudem uniknął śmierci. Leżąc na dziedzińcu więziennym pod kulami udzielał rozgrzeszenia innym więźniom. Gdy wkroczyli Niemcy, wrócił do obowiązków proboszcza katedralnego. Katechizował dzieci, prowadził stałą opiekę nad rodzinami więźniów, ratował dzieci żydowskie i ukrywał je w rodzinach katolickich, dokarmiał i opiekował się masowo przybywającymi do Łucka ofiarami z ukraińskich czystek etnicznych, dożywiał jeńców sowieckich masowo umierających z głodu w niemieckim obozie jenieckim.
Po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej na Wołyń w nocy z 3 na 4 stycznia 1945 roku został ponownie aresztowany przez NKWD, razem z biskupem łuckim Adolfem Szelążkiem i innymi kapłanami pełniącymi posługę duszpasterską w Łucku. Wywieziono ich do Kowla, a następnie do Kijowa. Śledztwo trwało do czerwca 1945. Wszyscy księża zostali oskarżeni o zdradę władzy radzieckiej na rzecz Watykanu, otrzymując zaocznie wydany wyrok skazujący ich na 10 lat karnych obozów pracy w Gułagu. (prokurator żądał wyroku śmierci).
Od lipca 1946 przebywał w czelabińskim obozie, pracując przy wyrębie lasów i kopaniu rowów. W listopadzie 1947 został przeniesiony do obozu Bakał na Uralu. Skrajnie wyczerpany, z ciężkim zapaleniem płuc trafił następnie do szpitala w Czelabińsku. Po jego opuszczeniu (1950) przebywał w obozie w Dżezkazganie, gdzie pracował pod ziemią w kopalni miedzi „Pokro”. Po wyczerpującej, kilkunastogodzinnej pracy odwiedzał chorych w więziennym szpitalu. Codzienną Eucharystię sprawował w więziennych łachmanach wcześnie rano, klęcząc na pryczy, która była zarazem ołtarzem.
10 sierpnia 1954 został zwolniony z obozu i zesłany do Karagandy, gdzie pracował jako stróż na budowie. Jednocześnie podjął tajne duszpasterstwo. Był pierwszym księdzem katolickim, który przybył do Karagandy. Skrycie odprawiał msze święte w prywatnych mieszkaniach przy zasłoniętych oknach (metoda podobna do tej przyjętej przez innych kapłanów, także Czcigodnego Sługę Bożego Serafina Kaszubę). Tak opisuje to duszpasterstwo:
„Jestem ustawicznie domokrążcą. Nie urządzam żadnych większych nabożeństw u siebie w domu, bo bardzo łatwo władze mogłyby mnie oskarżyć o nielegalny kościół. (…) Całe moje duszpasterstwo odbywa się w cudzych domach. (…) Najlepiej nadaje się domek jednorodzinny, położony na uboczu. W takim domu można spokojnie się modlić, a nawet głośno śpiewać, byleby tylko były pozamykane drzwi i okna. Mszę św. można w naszych warunkach odprawiać raniutko lub wieczorem. W dzień odprawiam tylko Mszę pogrzebową przy zwłokach. Zazwyczaj odbywa się to tak: przychodzę po południu lub przed wieczorem. Przede wszystkim urządzam ołtarz. Jest nim zwyczajny stół, byleby tylko mocno stał i nie chwiał się. Stół przykrywa się białym obrusem. Na stół kładzie się duże pudełko lub dwie grube książki, przykrywa się białą chustką i stawia krucyfiks. Świece stawia się w lichtarzach, lub jak ich nie ma w szklance z solą. Powyżej zawiesza się jeden lub dwa obrazy i ołtarz gotów. Następnie spowiadam. Mszę odprawiam o godzinie 9 wieczorem. Po Mszy św. zwykle jeszcze spowiedź. Wreszcie krótki spoczynek nocny. Krótki, bo kładę się zwykle po północy, a już o 5 lub 6 rano jest poranna Msza św., a potem dalej spowiedź, czasami chrzty i namaszczenia olejami świętymi, czasami śluby. Ponieważ to powtarza się wciąż na nowo w różnych domach i rodzinach, więc sypiam częściej w cudzych łóżkach niż w swoim własnym. (…) W niedzielę przychodzi na Mszę św. nie mniej niż sto osób (…) Jeżeli jest ciasne mieszkanie to bywa ciasno i gorąco. Pomalutku wprowadzamy do Mszy św. język polski i niemiecki. Bywają wypadki, że na Mszę św. przychodzą i Polacy i Niemcy razem to kazanie mówię po rosyjsku”.
W czerwcu 1955, po zakończeniu zesłania, odrzucił propozycję powrotu do Polski i zdecydował się przyjąć obywatelstwo ZSRR, by pozostać na stałe w Kazachstanie. W maju 1956 otrzymał paszport i mógł poruszać się po całym terytorium ZSRR. Zrezygnował z pracy stróża i odtąd zajął się wyłącznie duszpasterstwem, mieszkając na peryferiach Karagandy u Polaków Stanisława i Zuzanny Maderów.
Następnie w czerwcu 1957 wyjechał w okolice Ałma-Aty do polskich deportowanych, pracując jako duszpasterz, mieszkając w Nikołajewce u Józefa Guzowskiego, a potem w wiosce Oktiobr, mieszkając u Malwiny Kan. Następnie przebywał w Żonaszarze, gdzie mieszkał u Józefa Weselskiego, a swoją posługę kapłańską pełnił w domu Karoliny i Franciszka Kardaszów, aż do końca czerwca 1957.
Kolejne dwie wyprawy misyjne odbył w latach 1957–1958 na południe ZSRR, gdzie głównie mieszkali Niemcy przesiedleni z Odessy. Poza tym był jeszcze w Aktiubińsku i Semipałatyńsku, gdzie 3 grudnia 1958 został aresztowany, ponieważ w prywatnym domu w tajemnicy i bez pozwolenia urządził kaplicę. Na rozprawie 25 lutego 1959 został oskarżony o nielegalne utworzenie kościoła, agitację dzieci i młodzieży oraz posiadanie literatury antyradzieckiej. Rezygnując z obrońcy i wykorzystując swoje prawnicze wykształcenie sam wygłosił mowę obrończą, otrzymując najniższy wymiar kary: trzy lata obozu pracy. Od marca 1959 do czerwca 1961 przebywał w obozie pracy w Czumie koło Irkucka, gdzie pracował przy wyrębie lasów. Następnie do 3 grudnia 1961 przebywał w obozie pracy w Sosnówce. Łącznie spędził w więzieniach i obozach pracy prawie 14 lat. Greckokatolicki ks. Eliasz Głowacki tak wspominał swoją znajomość z ks. Władysławem z czasów obozu pracy:
W tym piekle zła, niesprawiedliwości, krzywdy, bólu i cierpienia szukałem człowieka – wzoru dla siebie. Tym wzorem człowieka był dla mnie przez 9 lat w łagrach i pozostanie na zawsze obecny ks. Władysław Bukowiński. Wysoki, wychudły, w lichej odzieży, lecz zawsze pogodny i uśmiechnięty. Widziałem go powracającego z pracy z klocem drzewa na ramieniu chociaż nie wszyscy nieśli drzewo. Chciałem jak najprędzej nawiązać kontakt osobisty, lecz to sprawa niełatwa, zawsze był otoczony współwięźniami, o coś pytał, odpowiadał na pytania, tłumaczył, pocieszał, nieraz powiedział żartobliwe słówko. Dla nas kapłanów urządzał rekolekcje, dla świeckich grup mówił nauki w języku rosyjskim, ukraińskim i niemieckim. Ile światła, pociechy i siły wlewały w nasze serce jego słowa, dzięki którym przetrwaliśmy. Nie tylko słowem głosił miłość, ale czynem praktykował na co dzień. Pomagał innym nosić drzewo, dzielił się skromną porcją chleba, oddawał innym cieplejszą bieliznę, nie patrząc na narodowość lub pochodzenie. Kiedy bliżej go poznałem starałem się go naśladować. Kontakty z nim podtrzymywały mię na duchu, zrozumiałem wartość cierpienia, dzięki czemu nie załamałem się – owszem wzrosła we mnie wiara i nadzieja lepszego jutra.
Zwolniony z obozu pracy powrócił do Karagandy, pełniąc ponownie posługę duszpasterską. Od 1961 mieszkał w małym pokoiku u państwa Haak. W 1965 otrzymał pozwolenie na pierwszy wyjazd do Polski w odwiedziny do krewnych, po czym 31 sierpnia tegoż roku powrócił do Karagandy. W grudniu 1967 po raz ostatni – z uwagi na zły stan zdrowia – wyjechał na misje, tym razem do Tadżykistanu.
3 marca 1968 powrócił do Karagandy, gdzie – po tygodniowej chorobie – kontynuował pracę duszpasterską. We wrześniu 1969 ponownie przyjechał do Polski, gdzie przez miesiąc wypoczywał w Krynicy, powracając do Kazachstanu 16 grudnia 1969. Kolejny raz przybył do Polski w grudniu 1972, gdzie przebywał przez pewien czas w szpitalu w Nowej Hucie. Spotykał się z kard. Karolem Wojtyłą, który interesował się jego pracą duszpasterską w Kazachstanie. 19 kwietnia 1973 powrócił do Karagandy. W sierpniu 1974 zamieszkał u wdowy Teresy Bitz. Z końcem października tegoż roku wyjechał na wypoczynek do Wierzbowca na Podolu, gdzie przebywał u ks. Józefa Kuczyńskiego. Następnie na zaproszenie ks. Antoniego Chomickiego przybył do Murafy w październiku 1974. Po tygodniowym pobycie w Murafie wrócił do Wierzbowca, a następnie do Karagandy.
25 listopada 1974 odprawił swoją ostatnią mszę świętą, przyjął sakramenty z rąk ks. Aleksandra Chiry i został ze względu na bardzo zły stan zdrowia odwieziony do szpitala w Karagandzie, gdzie zmarł 3 grudnia o godz. 5:00 z różańcem w ręku.
Pogrzeb odbył się 7 grudnia na nowym cmentarzu poza Karagandą, gdzie później postawiono marmurowy pomnik, z jego fotografią i napisem w języku polskim i niemieckim. W latach 90. doczesne jego szczątki uroczyście zostały przeniesione, a następnie 9 września 2016 złożone w specjalnej krypcie katedry Matki Bożej Fatimskiej Matki Wszystkich Narodów w Karagandzie. 11 września 2016 r. ks. Władysław Bukowiński został beatyfikowany w katedrze w Karagandzie.
„Dziś w Karagandzie w Kazachstanie, został ogłoszony błogosławionym Władysław Bukowiński, kapłan i proboszcz, prześladowany za swą wiarę. Ileż ten człowiek wycierpiał! W życiu zawsze okazywał wielką miłość dla najsłabszych i najbardziej potrzebujących, a jego świadectwo jawi się jako przeobfitość uczynków miłosierdzia względem duszy i względem ciała” – powiedział Ojciec Święty Franciszek.
Byłoby niemożliwe, aby nieliczni kapłani pracujący na wschodzie nie znali się, nie wspomagali i nie przyjaźnili. Tak pisze o Serafinie Kaszubie, kapucynie, bł. ks. Bukowiński we „Wspomnieniach z Kazachstanu”:
„W Polsce leczy się inny wybitny misjonarz, nasz rodak o. Serafin Kaszuba z zakonu kapucynów.
W latach powojennych o. Serafin był przez dłuższy czas proboszczem w Równem na Wołyniu i dojeżdżał do wielu innych miejscowości na terytorium byłego województwa wołyńskiego. Nie wiem dokładnie, w którym to było roku, władze państwowe usunęły o. Serafina z Równego, a potem zamknęły kościół. Po pewnym czasie o. Serafin zjawił się w Kazachstanie i tu podjął niestrudzoną pracę misjonarską o szerokim zasięgu terytorialnym. Podstawową bazą jego pracy są terytoria osierocone po uwięzieniu ks. Bronisława i ks. Józefa, a potem obsługiwane przez ks. Żareckiego, a więc obwody celinogradzki i kokczetawski. Często dojeżdżał o. Serafin do Aktiubińska na zachodzie i do Pawłodaru na wschodzie Kazachstanu. Bywał i w głębi Syberii, w Nowosybirsku. I tak to trwało około 6 lat (1962–1968).
Jedyną przerwą w ciągłym podróżowaniu było administracyjne zesłanie o. Serafina do pewnego sowchozu położonego w celinogradzkim obwodzie, w tak zwanej „zapadłej dziurze” na około pół roku, a potem zwiał stamtąd i kontynuował swoją pracę misjonarską.
Wszystkich tych wyczynów o. Serafin pomimo niemłodego wieku (ur. 1910) i wątłego zdrowia dokonał. Nic dziwnego, kiedy po wszystkich tych perypetiach o. Serafin przybył w sierpniu 1968 r. na urlop do Polski, jego przełożeni zakonni rozkazali mu poddać się gruntownej kuracji. Daj Boże, by ona się udała i by o. Serafin ze wzmocnionym zdrowiem mógł powrócić do naszej trzeciej zony. Bez przesady rzec można, że jego powrotu oczekuje cały katolicki Kazachstan i nie tylko Kazachstan…”