Myśli Czcigodnego Sługi Bożego Serafina Kaszuby

Myśli Sługi Bożego ojca Serafina Kaszuby, kapłana z zakonu kapucynów.

  1. Pan Bóg jeden wie, co mi przeznaczył. Jak dziwne są drogi, którymi mnie prowadzi.
  2. Płakaliśmy serdecznie i rzewnie, bo jakże nie płakać, kiedy tam daleko w Polsce wielkie maryjne święto, a nas tu kilkoro w obcej ziemi.
  3. Pociechą napełnia widok modlącej się wspólnie rodziny.
  4. Pan Bóg jednak widzi, że oddałem Mu wszystko w ręce, a On rządzi nie zawsze według naszej woli. Główna rzecz nie rozminąć się z wolą Bożą.
  5. Panie powiedz mi co mam czynić. Panie pokaż mi właściwą drogę.
  6. Czuję się zawsze błogo, zwłaszcza w czasie świątecznym, który szybko mija. Temu poczuciu nie przeszkadza świadomość, że moja lampa dogasa i kopci.
  7. Trzeba przekroczyć próg doczesnego życia bez ciężarów, ale i nie z próżnymi rękoma.
  8. Moim pragnienie jest stać się obrońcą lojalności. Być obrońcą lojalności.
  9. Wciąż czuję nieustanną Opatrzność nad sobą.
  10. W pierwszym rzędzie jestem kapłanem, a potem dopiero bratem i synem.
  11. Tych ludzi, którzy nie mogą wyjeżdżać nie wolno mi opuszczać. Żal mi pozostawiać wiernych bez żadnej duszpasterskiej opieki.
  12. Jestem zupełnie zdany na wolę Boża i spokojny.
  13. Będę się starał wszelkimi siłami utrzymać kontakt z moim zakonem.
  14. Nic mnie nie trzyma tu i na niczym mi nie zależy, tylko żeby spełnić wolę Bożą.
  15. Żal mi tych ludzi, którzy mogą stracić resztkę wiary.
  16. Jestem przekonany, że inny kapłan mógłby pracować na moim miejscu z nierównie większym pożytkiem, ale skoro innego nie ma, niechże przynajmniej moją nędzą Pan Bóg się posługuje.
  17. Wszędzie jest Pan Jezus, co za radość! I wszędzie dobre, wdzięczne serca.
  18. Kościół jest cały i chwała Boża rośnie.
  19. Ja już nie należę do siebie ani do nikogo i o niczym nie mogę myśleć osobistym, tylko się dziwię, że Pan Bóg taką nędzą się posługuje i jeszcze wynagradza taką radością.
  20. Czasem budzę się z żalem, że opuściłem moich biedaków dla swojej wygody i nie mam możności powrotu. Przecież to moja wielka rodzina.
  21. Zawsze jakieś przeszkody mogą się zdarzyć.
  22. Nie mogę bez wzruszenia myśleć, jak dobry jest Bóg dla mnie.
  23. Ile mi pociechy Pan Bóg daje w obecny trybie życia, kiedy o sobie mało się myśli, a wszystko zostawia Opatrzności Bożej.
  24. Przywykłem już do niejednego, co dawniej zdawało się nie do zniesienia.
  25. Nie wiedziałem, że ludzie mogą aż tak kłamać i to publicznie wbrew wszelkiej oczywistości, żeby tylko dopiąć swego celu.
  26. Wciąż szukam woli Bożej. Jestem cały w rękach Opatrzności.
  27. Trzeba widzieć zło, tam gdzie jest, bo życie się mści, jeżeli się je ignoruje.
  28. Ubolewam nad tym, że zamykają kościoły.
  29. Każdą ofiarę trzeba oczyścić w ogniu cierpienia, inaczej wszystko idzie na marne.
  30. Moje losy układają się dziwnie dobrze.
  31. Nie traćmy nadziei, że sprawy wezmą inny obrót.
  32. Dzisiaj kończy się miesiąc maj. Prawie codziennie śpiewałem naszą polską litanię maryjną sam jeden na cmentarzu.
  33. Za wszystko Deo gratias, jeśli moja nędzna ofiara na coś się przyda.
  34. Postanowiłem sobie nic nie sugerować i poddać się decyzji w imię posłuszeństwa. Ufam, że sam Pan Bóg natchnie, co będzie pożyteczne dla chwały Jego.
  35. Jeżeli Pan Bóg nami kieruje, to nie można forsować swojej woli.
  36. Chcieli mnie położyć w szpitalu, ale się nie zgodziłem, woląc żyć i umierać wśród swoich. Nie mam w tym żadnej ambicji, tylko proste wyrachowanie, żeby mieć Mszę świętą i troskliwą opiekę.
  37. Śmierć zwyciężył On Jeden i dlatego nie jest straszna. Niech wola Pańska się spełni.
  38. Moje zdrowie usiłuje się bronić, jak rozbitek na morzu – raz wydobywa się na wierzch, to znów pogrąża.
  39. Nie mam żadnego życzenia, które by się nie zgadzało z wolą Bożą i Przełożonych.
  40. Pan Bóg jeden wie, co mi przeznaczył. Jak dziwne są drogi, którymi mnie prowadzi.
  41. Wierni nalegali, abym wyjechał ze Związku Radzieckiego. Lecz byłoby hańbą dla duchowieństwa, gdyby ostatni kapłan wyjechał.
  42. Żal mi pozostawić wiernych bez żadnej opieki.
  43. Na to człowiek żyje, aby Panu Bogu służyć jak może.
  44. Ja nie mogę żyć bez pracy, i to bardzo autentycznej, takiej, która by mnie całego pochłonęła.
  45. Ile pociechy i radości mam za każdym razem.
  46. Czuję nieustanną Opatrzność Bożą.
  47. Potrzebne mi bardzo wasze modlitwy, którymi właściwie tylko żyję.
  48. Bóg wziął mnie za rękę, jak krnąbrne dziecko, i kazał iść drogą, którą sam dla mnie wybrał.
  49. Niemożliwe, aby wszystkie dusze były zamknięte na Boga. Ale jak odnaleźć te, dla których się tu znalazłem?
  50. Czuję się lekko jak ptak bez gniazda.
  51. Nie mam czasu myśleć o osobistych sprawach.
  52. Mam dużą rodzinę. Często przychodzi mi z głębi duszy dziękować za to inne ojcostwo, dzięki któremu rodzina rozrasta się w nieskończoność.
  53. Polska nieraz cierpiała za egoizm swych synów.
  54. Jak wspaniałym darem Bożym jest pamięć.
  55. Wszystko tu tchnie egzotycznym pięknem, że człowiek się gorszy, kiedy widzi obojętnie patrzących na cuda natury.
  56. Czas płynie jak woda i niesie wszystko w swych falach – kwiecie i śmiecie – dobro i zło, na zatracenie.
  57. Czytałem Dzieje Apostolskie aż do bólu głowy, bo to takie interesujące, że trudno się oderwać. A przy tym na każdym kroku coś dla mnie.
  58. Pan Bóg jeden wie, co mi przeznaczył. Jak dziwne są te drogi, którymi mnie prowadzi.
  59. Trwajcie i wzrastajcie w miłości.
  60. W głowie huczy mi i bije jak młotem, ale trzeba jeszcze odmówić mi Mszę świętą. To On przychodzi, czuje Jego obecność.
  61. Umierający mają prawo zaprosić do siebie kapłana.
  62. Kiedy daję ludziom Jezusa, ogarnia mnie wzruszenie: ileż to trzeba było przejść krętych dróg, aby dojść do nich.
  63. Czuję się duszpasterzem żywych i umarłych.
  64. Iść w pojedynkę na podbój dusz, to nie program Chrystusowy. Apostolstwo musi opierać się na miłości, a miłość możliwa jest tylko we wspólnocie. Gdyby o tym pomyśleć w swoim czasie, ilu uniknęłoby się pomyłek.
  65. “Owce moje słuchają głosu mojego. Znam je, a one mnie znają”. Czy wolno mi, o dobry Jezu, posłużyć się Twoim słowem i mówić o moich owcach? Wiele z nich, jakże wiele, już na Twoich wiecznych pastwiskach, inne w ojczyźnie lub może za morzem znalazły innych, lepszych pasterzy, ale zawsze te moje, zwłaszcza, które i teraz trwają z płaczem przy sprofanowanych świątyniach. Odpowiedni czas, żeby zmierzyć w wzdłuż i wszerz pastwiska zdeptane w ciągu długich lat.
  66. Nie płacz! Jezus przychodzi i pociesza. On wychodzi naprzeciw jak w Naim.
  67. Dzisiaj nie odprawiłem rozmyślania. Rano trzeba było iść do chorego, było parę osób do spowiedzi, nabożeństwo trwało prawie do południa. Ale za to cały dzień nie schodzą mi z pamięci słowa, z którymi się przebudziłem, a które przypominały się wiele razy w pierwszy piątek miesiąca, słowa o niedościgłych bogactwach Chrystusowych.
  68. Ostatnio na jakimś świeżym grobie leżało oderwane poprzeczne ramię krzyża. Namordowałem się, żeby je jakoś przymocować. I oto dzisiaj patrzę, a mój krzyż złamany w połowie. Czy jaka moc złośliwa, czy może wiatr?
  69. Mnie trzeba wołać i śpiewać do naszej Polskiej Matki Bożej z Częstochowy i Ostrej Bramy. O Maryjo, o Nadziejo, o Ucieczko nasza, do kogóż pójdziemy? Któż nasze łzy osuszy?
  70. Nawołuję naszą wierną chrześcijańską gromadkę do apostolstwa.
  71. Ty drogi bracie w kapłaństwie i Chrystusie, otrzymałeś posłannictwo, które masz spełnić do ostatnich słów wypisanych drżącą ręką na trzy godziny przed końcem: wykonało się.
  72. Róbcie, co chcecie, wszyscy kapłani cierpieli i ja też cierpieć będę, jeśli trzeba będzie.
  73. Przeżywałem w duchu żal moich zawiedzionych owieczek, które oczekiwały świątecznej radości, a teraz płaczą przy Grobie.
  74. We mnie dojrzewał zamiar, aby trwać, choćby i cierpieć trzeba było dla sprawiedliwości. Sprawiedliwością jest, żeby wierni mieli kościół i kapłana. Będziemy się domagać i czekać lepszych czasów, choćby przyszło w tym czekaniu znosić wiele trudów.
  75. To był pierwszy dzień mojej tułaczki, którą później nazwą żebractwem. Na razie żebrakiem nie byłem.
  76. Na razie nic mi nie grozi, a jeśli przyjdzie czas, wola Boża.
  77. Trzeba mi modlić się jak św. Feliks: O Franciszku, o Franciszku, opiekuj się swym biednym braciszkiem – Serafinem.
  78. Serce Jezusa, u Ciebie schronienie szukamy w ucisku i niedoli.
  79. Boże mój, cóż ja mogę dla Twojej chwały?
  80. Powinniśmy dziękować Bogu za to, co przeżyliśmy.
  81. Serdecznie dziękuję Panu Jezusowi, że mogę Jemu wszystko ofiarować.
  82. Gdyby nie wróg za ścianą, śpiewałbym Bogu głośno Magnificat. Czuję się jak kapryśne dziecko, któremu matka wszystko daje, żeby tylko nie płakało.
  83. Trzeba rozbudzać gorliwość
  84. Każda dusza droga.
  85. Pokutę trzeba odprawiać do końca.
  86. Żal mi tych ludzi.
  87. Dziś Jezus jest z nami cały dzień. Święty, błogi czas.
  88. Może jeszcze będzie czas zając się św. Bonawenturą i w ogóle poezją franciszkańską.
  89. Lubię kazania o Matce Bożej. Może dlatego, że przy nich nie trzeba krępować fantazji i można beztrosko pofolgować uczuciu. Zwykle zaczynało się od jakiegoś tkliwego przykładu, a potem snuły się myśli bez żadnego schematu, po prostu jak z kłębka.
  90. Matko Potężna, Matko łaski Bożej, Ty, coś na swe skronie koronę polską wzięła przed wiekami, módl się za nami.
  91. Szkaplerz Maryi przywiódł mi na pamięć ryngraf rycerzy, którym chronili pierwsi przed wrogiem. Teraz my szeregujemy się w obronie wiary i moralności. Dzieci Maryi są silne w wierze i czyste.
  92. Obawiam się, żebym nie upadł na duchu.
  93. Wszystko dobre należy przypisać Panu Jezusowi. On tu jest wszystkim.
  94. Zachęcałem do dobrych uczynków, czyli rodzenia dobrych owoców.
  95. Jak boli serce, że nic dla dzieci nie można zrobić, kiedy ich rodzice ograniczają się często do tego, że dziecko ochrzczone.
  96. Wciąż marzę o kontakcie z muzułmanami. Teraz wszystko jest możliwe.
  97. Czasem trzeba kierować się przeczuciem.
  98. Przyzwyczaiłem się do samotności.
  99. Zdaje mi się, że kochają Pana Jezusa, a to najważniejsze.
  100. Sam Pan Jezus lituje się nad ich słabością.
  101. Jezus wszędzie jest Więźniem Miłości.
  102. Chciałoby się wołać z prorokiem Eliaszem: “Dosyć, Panie! Zabierz duszę moją” – ale tu nie ma nawet krzaka jałowca, gdzie można usiąść i pragnąć śmierci.
  103. Żal mi tu dzieci, bo nie ochrzczone i w ogóle o Bogu nie ma tu mowy.
  104. Kiedy błądzę po skalistych ugorach przypomina mi się szatan kuszący Chrystusa. Zdaje mi się, że chyba ducha zła więcej tu wzywają, jak Boga.
  105. Powiedziano mi, że nie mam prawa wyjeżdżać – milicja mi tego zabrania. Więc tak, chodziło im o to, aby zagnać mnie w ciasny kąt jak króla na szachownicy, skąd już nic nie uratuje mnie przed matem. Ale oni są tylko pionkami w palcach Wielkiego Gracza – Pana Boga – nie tracę pogody ducha.
  106. Wczoraj po Komunii świętej taka niewysłowiona słodycz zalała duszę, że wszelkie udręki rozpłynęły się jak mgła.
  107. Nie my się zbliżamy do Królestwa Bożego, ale ono przychodzi do nas – zupełnie nieoczekiwanie przybliża się, choć zwykle jest daleko. Przybliża się z Chrystusem, bo ono jest w Nim. Jezus nim rządzi, króluje, rozkazuje.
  108. Trzeba żyć duchem pokory, cierpliwości, miłości.
  109. Przede wszystkim miłość.
  110. Być miłosiernym samarytaninem dla wszystkich bez wyjątku.
  111. Serce Dobrej Matki Maryi pociesza mnie nadobficie.
  112. Boże mój, oni może myślą naprawdę, że mnie można nazywać pokutnikiem, kiedy jestem właściwie zwykłym niedołęgą, a przy tym mocno upartym.
  113. Praca na serio, praca wytrwała, szczera, radosna i sumienna jest cudownym twórcą dobrego środowiska. I właśnie dla pracy jestem. Każdą chwilę trudu mogę uświęcić.
  114. Źródłem niepokoju dla mnie to te pieniądze wysyłane mi, nie wiadomo po co. Na co mi one. Jestem tym balastem przytoczony jak ten mityczny król z Krety, któremu wszystko zamieniło się w złoto. Ale dla nas to raczej błoto. Zazdroszczę tym, którzy mogli je rozdawać, jak ten Wawrzyniec, patriarcha wenecki zadłużający się dla biedaków.
  115. Pan Jezus ma cierpliwość wysłuchać choćby najnudniejszej prośby.
  116. Nikt nie myśli o Tym, który woła: “Pójdźcie do mnie”.
  117. Trzeba podbijać mieczem miłości i modlitwy wyznawców Proroka Mahometa i kłaść ich do stóp Maryi.
  118. Bóg mi dlatego wszystko odbiera, żebym wreszcie zrozumiał, że On jest dla mnie wszystkim.
  119. Święci również przeżywają swój renesans.
  120. Cóż ci dam o Jezu! Czy to wygnanie, samotność, ucisk serca? Czy moje niedołęstwo, roztargnienia, rozproszenia myśli? Zdaje mi się, że się ze mną dzieje podobnie, jak z tym chlebem, który został po owej wizycie z Szortandy. Był biały, słodki, prawie świeży. Po kilku dniach zaczął pleśnieć od zewnątrz, a teraz pleśń wżarła się do wnętrza i niszczy sam miąższ. Jak to długo jeszcze trwać będzie to pleśnienie. Weź, o Jezu, moje grzechy i zniszcz je.
  121. Bywają dni, że ani jednego słowa nie ma do kogo przemówić. Wtedy jedyną pociechą dla mnie jest przenosić się w przeszłość, przypominać drogie twarze, rozmowy, przeżycia, albo lepiej jeszcze – uświadomić sobie, że i teraz tam gdzieś daleko bracia wspominają, modlą się, niektórzy współczują.
  122. Zasługi Pan Bóg będzie odmierzał nie wiadomo komu większe: czy tym, co wyjechali, czy mnie, żem pozostał.
  123. Wszystko jest łaską Bożą.
  124. Dla mnie chyba największą łaską jest, że choć się czuję niezdolnym do umartwień, przecież jakiś krzyżyk Pan Bóg sam wybiera i delikatnie kładzie mi na ramiona, dlatego powtarzam codziennie szczerze: cokolwiek na mnie ześlesz, wszystko to z rąk Twoich, o Panie, ochotnie przyjmę.
  125. Łzy same mi napływają do oczu, kiedy po Komunii świętej myślę, że Zbawca jest ze mną! Nawet wtedy trudno mi zdobyć się na słowa.
  126. Mam jakieś dziwne wrażenie, że wokół mnie nic się nie dzieje. Ludzie chodzą, siedzą, pracują, jak manekiny. Nawet księżyc jakiś niemrawy.
  127. Znowu niebieskiej interwencji zawdzięczam, że wszystko poszło, jak z płatka.
  128. Zawsze jestem wzruszony, kiedy ludziom daję na drogę Jezusa.
  129. Śpiewać nie mogę, ale usłysz, o Panie, jęk serca.
  130. Tak mi trudno się modlić.
  131. Nic mi więcej nie potrzeba kiedy mam Boga.
  132. Idź tą drogą, którą ci Pan Bóg wyznaczył, a nie oglądaj się na innych.
  133. Wszyscy są dla mnie dobrzy. Kocham ich, jak braci, tym więcej, im kto nieszczęśliwszy.
  134. Dałbym wiele za poradę, jak nie stracić tej duszy, bo jestem bezsilny. Polecałem ją Jezusowi: Ty tylko to możesz.
  135. Boże mój, jak mały i nędzny czuję się wobec ogromu Twej dobroci. Jak trudno zdobyć się na poryw serca.
  136. Czemu nasze serca nie płoną tylko się jarzą, jak ta skąpa świeczka na nędznym ołtarzyku?
  137. Pan Jezus trzydzieści lat był pogrążony w głębokim milczeniu. Ale to milczenie było pełne treści, wzniosłe i święte. Milczy On też w Tabernakulum. Dziękuję Ci, że w Tabernakulum uwieczniłeś swoje pokorne, ofiarne i pełne skupienia milczenie Nazaretu.
  138. Trzeba silnej wiary, aby sobie powiedzieć, że przeogromne cierpienie nie jest bez znaczenia. Inaczej i krzyż Chrystusa nie miałby sensu, bo wszakże On wszystkie cierpienia skupia w sobie, jak w ognisku.
  139. Wiedziałem, że mnie wysłuchasz, o Boże, bo nie wysłuchać nie możesz.
  140. Obumieram co dzień, tylko trzeba się łączyć z Chrystusem.
  141. Nie wolno uważać się za człowieka niepożytecznego, który się już do niczego nie nadaje.
  142. Cokolwiek na mnie ześlesz, wszystko to z rąk Twoich, o Panie, przyjmę.
  143. I nas szatan prześladuje, jak Chrystusa.
  144. Ludzie wiedzą, że nas dręczą bezprawnie. Lecz dla takich, jak my, nie ma prawa. Oszukują, kręcą, kłamią jawnie. To nie z ludźmi, lecz z szatanem jest sprawa.
  145. A Ty, Boże, wciąż czekasz cierpliwie. Twoje młyny tak powolny takt mielą.
  146. Najważniejsze dla mnie, że można jeszcze było odprawiać Mszę św.
  147. Jak strasznie cierpieć bez Ciebie Boże.
  148. Nie mogłem się dość nadziękować Bożej Opatrzności, że kieruje moimi krokami.
  149. Gdzie miłość, tam Bóg.
  150. Widzę dość jasno wyroki Boże i Jego przemożną opiekę nad moim dzieciństwem i dotychczasowym, dla mnie beztroskim życiem. Widzę też i doznaje Jego dobroci, jaką mnie darzy na każdym kroku, toteż proszę nie ustawajcie wraz ze mną dziękować Najświętszemu Sercu Jezusowemu za doznane, a prosić o przyszłe łaski.
  151. Radość duszy to pokarm niezbędny wyższej części istoty człowieka, równie niezbędny jak chleb codzienny dla ciała. Dusza pozbawiona tego ożywczego pierwiastka więdnie, traci siły i zdolność działania dobrze dla siebie i drugich. I nic dziwnego, że taka moc niespożyta kryje się w tym błogim uczuciu, bo przecież radość prawdziwa jest darem nieba.
  152. Tu tylko wchodzi w grę modlitwa i łaska Boża.
  153. Ja nie mogę żyć bez pracy i to bardzo autentycznej; takiej, która by mnie całego pochłonęła. Chciałbym coś robić, działać coś konkretniejszego, być pożytecznym innym, nie tylko zwykłym zjadaczem chleba.
  154. Na to człowiek żyje, żeby Panu Bogu służyć, jak może.
  155. Polska nie raz cierpiała za egoizm swych synów.
  156. W pierwszym rzędzie jestem kapłanem, a potem bratem i synem.
  157. Tych ludzi, którzy nie mogą wyjechać nie wolno mi opuszczać. Nie byłoby to dla mnie żadne usprawiedliwienie, że inni tak zrobili. Nie miałbym już potem spokoju może do końca życia. Jestem zupełnie zdany na Wolę Bożą i spokojny.
  158. Ze wszystkiego, co Pan Bóg daje, jestem zadowolony.
  159. Jestem znowu na swoich śmieciach, ale jak obcy.
  160. Nie mogę się w żaden sposób dać zwyciężyć przekonaniu, że są ludzie podli, dla których nie ma nic świętego.
  161. Żal mi tylko ludzi opuszczonych, dla których nic już nie mogę zrobić.
  162. Wciąż jeszcze szukam woli Bożej. Niczego więcej nie pragnę tylko żeby ją poznać.
  163. Nie martwcie się moją tułaczką. Ja za darmo chleba nie jem. Wszystko ma swój urok. Nawet taka włóczęga i niepewność jutra.
  164. Dla mnie wszystko może być pomocne. Przechodzimy kryzys w całym napięciu, ale przecież moc Boża nad nami.
  165. Czuję nieustanną Opatrzność Bożą.
  166. Wszędzie się niesie radość i dobry uśmiech.
  167. W ogóle nic nie wiem poza tym, że jestem w Dobrych Bożych Rękach.
  168. Nie macie pojęcia, ile radości przynosi Ten, Któremu niedołężnie służę. Właściwie On sam wszystko robi, co dobre, a moje własne życie składa się z omyłek.
  169. Matka Boża przez to, że sama płakała, koi nasze łzy.
  170. Nie żal się potrudzić, aby sprawić ludziom radość.
  171. Mam prawdziwe łzy w oczach, co mi się nieraz zdarza, kiedy pomyślę, jak Jezus dla mnie dobry. I właściwie za nic, bo cóż ja tu znaczę lub robie.
  172. Nic innego nie może mnie skłonić do porzucenia wiernych, którzy mi tyle okazali miłości – tylko jedno posłuszeństwo.
  173. Aż mi wstyd, że moje sprawy tyle ludzi kosztują czasu i trudu. Tylko, że to właściwie nie moje sprawy, ponieważ i ja nie należę do siebie.
  174. Miłosierną dobroć Bożą czuję nieustannie nad sobą i dzięki niej jedynie egzystuję w warunkach wyjątkowych.
  175. Pan Bóg wybiera sobie niezdarne narzędzia, żeby posługiwać się nimi w swoich dziełach.
  176. Nie wiem, jak będzie z moją śmiercią. Tyle jeszcze spraw nie załatwionych.
  177. Oto moje pragnienie: stać się obrońcą lojalności.

Tekst zebrał i opracował: Robert Krawiec OFMCap.